Jesień w kalendarzu, piękna pogoda przypomina o lecie, więc wróćmy na chwilę do tradycyjnej już, corocznej akcji pomocy dzieciom z Ukrainy, których ojcowie zginęli na wojnie trwającej nieprzerwanie od 2014 roku.
W tym roku do Poznania przyjechała jedna mama z dziećmi – Tetiana Rupa z Karoliną, Chrystyną, Arturem i Albertem. W planach był przyjazd Switłany Kostyszyn z dwiema córkami – bliźniaczkami. Już było prawie wszystko przygotowane, z panem Piotrem Idziakiem, który miał być głównym opiekunem gości z obwodu chmielnickiego wszystko uzgodnione. Niestety tzw. siły wyższe ze strony gości spowodowały przesunięcie przyjazdu na rok następny.
Tak więc lato 2017 upłynęło pod znakiem jednej rodziny. Ojciec (i mąż) zginął na wojnie rok temu. Starsze dzieci (9 i 10 lat) nie chciały nigdzie wyjechać bez mamy. Więc wspólnie z Rusłanem Telipskim (wolontariusz, o którym można napisać książkę) ustaliliśmy, że właśnie ta rodzina przyjedzie do Poznania. Zastanawialiśmy się, czy czworo małych dzieci (najmłodsza Karolina w lipcu skończyła 4 lata) można objąć naszą akcją wakacyjną. Pojawiły się problemy, z którymi do tej pory nie mieliśmy do czynienia, pojawił się problem logistyki. Tetiana z dziećmi mieszka w niewielkiej wiosce w pobliżu granicy z Polską. Przejście graniczne Ustyłuh/Zosin przy dobrej pogodzie widać z okien domu. Bliskość granicy wcale nie jest równoznaczna z łatwością dojazdu (nie zapominajmy, że mama jest jedna, a dzieci czworo). Zdecydowaliśmy się na najdłuższą podróż, ale bez przesiadek – autobusem.
Pierwszy raz nie było problemu z wizami – wszyscy mieli nowe paszporty biometryczne, więc wystarczyło zaproszenie i ubezpieczenie.
8 sierpnia po południu Tetiana Rupa i dzieci przyjechały do Poznania. Wszyscy zmęczeni, trochę przestraszeni, ale ciekawi nowego kraju, nowych ludzi, nowych przygód. Prawie w ostatniej chwili musieliśmy szukać mieszkania dla gości, albowiem to, które było dla nich przeznaczone, w trybie pilnym i niespodziewanym musiało być przekazane ekipie remontowej. Pomógł nam niezawodny, jak zwykle Taras Tanskyi. Ulica Głogowska okazała się świetną lokalizacją – blisko do nas, blisko do sklepów, do parku i do tramwaju. Dla mieszkańców miasta tramwaj jest czymś tak naturalnym, jak kawa na śniadanie. Dla naszych gości był jedną z największych atrakcji w Poznaniu. Bilet „portmonetka” bez stresu pozwalał jeździć po całym mieście. A odległości wcale nie są takie małe. Innej opcji poruszania się po mieście nie było. Przy dwojgu dzieciach często korzystaliśmy z samochodów prywatnych. Tym razem samochód prywatny wykluczyliśmy od razu. Po pierwsze – potrzebny byłby bus, po drugie co najmniej dwa foteliki dla młodszych dzieci. Tak więc TRAMWAJ był numerem JEDEN. Karolina dostała na czas pobytu w Poznaniu spacerówkę, dlatego długie spacery też zostały wzięte pod uwagę.
Program pobytu naszych gości niewiele różnił się od poprzednich – ZOO, Palmiarnia, Termy Maltańskie, place zabaw, Stare Miasto, lody, pizza. Nowością było lotnisko Ławica i prawdziwe samoloty na płycie. I w tym roku, jak i w ubiegłych, pomoc i opiekę zaoferowali: rodzina Berestovskich z Ksenią na czele, Olenka Gomeniuk, Kostia Mazur, Oksana. Po raz pierwszy, z pewnością nie ostatni, włączyli się do akcji Natalia Shovkova i rodzina Sytiuk z dziećmi.
Jako inicjatorka i koordynatorka całej akcji – DZIĘKUJĘ SERDECZNIE. Bez Waszego zaangażowania w oczach mamy i dzieci nie zobaczylibyśmy tyle radości.
Oczywiście każda gościna wymaga nakładu finansowego. Tym razem nie mogę powiedzieć, że odzew na prośbę o wsparcie finansowe był duży. Niemniej zebrana gotówka to 3560 zł ( w tym 2000,00 zł od Roksany Misztal i jej gości weselnych, 900 zł + 100 USD od p. Lesi Jablonsky z NY, pozostała gotówka: Grażyna Jatczak, Taras Tanskyi i Olenka Gomeniuk). Z ubiegłego roku pozostało 1074 zł, co daje łącznie kwotę 4634 zł. Udokumentowane wydatki (faktury, paragony) opiewają na kwotę 3754 zł ( w tym 1120 zł – zakwaterowanie; 840 zł bilety Włodzimierz Wołyński – Poznań – Włodzimierz Wołyński). Opiekunowie (Berestovscy, Sytiukowie, Natalia, Kostia, Oksana) poniesione wydatki potraktowali jako tzw. wkład własny, więc te koszty nie są wliczone do wydatków, ani do przychodu. Na następny rok zostało 880,00 PLN.